-Dobrze,tylko dokończę jeszcze badania nad fluorescencją. rzekłem wyprowadzony z koncentracji
-Jeżeli znów będziesz siedział do rana w gabinecie,to cię zwalniam. rzekł ostro
-Powinieneś mnie chwalić że dbam o dobro instytutu badań.
-Ale umiem oddzielić pracę zawodową od spraw osobistych.Zrób tak jak ci mówię stary bo potem będziesz żałował. Położył dłoń na moim ramieniu
-Tak już,kończe.Zrozumiałem szefuńciu. sapnąłem
-No wiec do zobaczenia. Opuścił szybko gabinet a wtedy ja mogłem skupić się na mieszaniu fluoru z fosforem.Mieszanina miała kolor zielonkawy i mocno świeciła.
-Świecąca pasta do zębów dla dzieci.To był by dopiero hit. mruknąłem sam do siebie,wyciagając teczkę na stół.Spojrzałem przez okno na mężczyznę z kasztanowym irokezem na głowie, ubranego w czarny,elegancki garnitur i siadającego do granatowego golfa.
Ale Erneście będziesz jechał w nocy z Dianą.Mam szczęście że nie jestem twoim sąsiadem.Pomyślałem,uśmiechając się sam do siebie.Spakowałem się i wyszedłem gasząc światło i zamykając drzwi,srebrnym kluczem.Opuściłem budynek i ruszyłem na piechotę w stronę domu.Mieszkałem zaraz obok swojego miejsca pracy.W małym,ale ładnym budynku.Samochód Carmen,stał już dawno pod domem.Wszystkie światła w domu były zgaszone.Wpadłem po cichu do domu i zdjąłem palto z siebie.Potem koszulę i resztę ciuchów aż zostałem w samych bokserkach.Nie chciało mi się już kąpać więc od razu ruszyłem do sypialni.Usiadłem na łóżku,patrzac na moją śpiącą żonę.Jej długie,kręcone,kasztanowe włosy swobodnie leżały na poduszce a pod jej oczami zauważyłem rozmyty tusz do rzęs.Znów płakała.Zapewne przeze mnie.Pogładziłem ją po policzku i przykryłem się pierzyną,przytulając ją.Dziewczyna leżała w bezruchu.Wiedziała że na nią patrzę.Przebudziła się,lecz nie chciała się do mnie odzywać.Szepnąłem jej tylko do ucha - Dobranoc,po czym obróciłem się w drugą stronę.Po jej policzku spłynęła srebrna łza,lecz ja już nie zdążyłem tego zauważyć.Zasnąłem.Rano obudziłem się i od razu poczułem zapach dochodzący z kuchni.Ubrałem na siebie koszulę i spodenki.Zszedłem na dół.Pierwsze co zauważyłem to Carmen,zmywającą naczynia.Podszedłem do niej i złapałem za biodra od tyłu.Wzdrygła się.
-Kotek,przepraszam że znowu zawiodłem.Mieliśmy jechać nad morze,miałaś przedstawić mnie swoim rodzicom..a ja wszystko zawaliłem..
Dziewczyna rozbiła talerz,niby nie chcący ale wiedziałem że zrobiła to specjalnie.
-Czemu do cholery nie weźmiesz urlopu? syknęła
-Mówiłem ci,mam teraz dobre pomysły..
-Gówno mnie to obchodzi. Spojrzała mi w oczy,piekielnie wściekła
-Nie cieszysz się że mamy coraz wiecej kasy?
-Nie rozumiesz że się od siebie oddalamy?To wszystko nie ma sensu..
-Ale się kochamy..to jest najważniejsze..
-Taką miłość możesz sobie wsadzić gdzieś!Ja jako sekretarka,pracuje od 6-14 i jestem w domu,sama! Przez pół roku!Ty zjawiasz się późnymi wieczorami gdy ja już śpię i wychodzisz zanim ja zdążę wyjść do pracy.
-Nie przesadzaj.Przecież miałem sporo dni wolnych. przewróciłem oczami
-Ja tak dłużej nie chcę żyć,Dimitr! rzekła poważnie
-Postaram się to zmienić skarbie.
-Powtarzasz to od zawsze!A dalej jest to samo!warknęła
Nagle zadzwonił do mnie szef,oznajmiając że muszę szybko wracać do pracy bo jedno z pomieszczeń zostało skażone przez rad.Miałem wolne ale przecież tu ważą sie losy ludzkich istnień! -Ani mi sie waż stąd wychodzić!
-Ale ja muszę..sytuacja jest na prawdę poważna.
-Jeżeli teraz stąd wyjdziesz to obiecuje ci że już nigdy więcej moja noga tu nie postanie.
Miałem cholernie trudny wybór.Co mam robić ??Wybiegłem jednak z domu do Instytutu.Wszedłem w specjalnym kombinezonie do środka budynku i wpadłem do mojej pracowni.Okazało się że ktoś podpalił rad i ten zaczął się ulatniać.Strażacy ugasili pożar wraz ze mną i innymi ludźmi.Zabezpieczyliśmy teren.Instytut badań został zamknięty na wieki,wieków amen.Wróciłem do domu cały spocony,dopiero wieczorem.Hałas panujący na dworze nie dawał mi spokoju.Wszędzie wyły syreny policyjne,ludzie byli w szoku..itd. Wiedziałem że moja żona nie dała za wygraną.Spakowała się i wyjechała do rodziców.Myślałem że jej przejdzie ale nic z tego.Dzwoniłem do niej,pisałem SMSy ale na marne.Na drugi dzień,postanowiłem wybrać się do niej nad morze.Namierzyłem ją przez komórkę więc nie miałem żadnych trudności w odnalezieniu,odpowiedniego adresu.Byłem bez pracy ale łącznie miałem na swoim koncie 50 tysięcy.Nie należało się o nic w tej chwili martwić tylko o to by Carmen do mnie wróciła.Wsiadłem w samochód i ruszyłem.Po drodze zauważyłem mutanta.Miał szpony jak smok,z jego ust wystawały ogromne kły niczym szablo-zębnego tygrysa.Ten człowiek musiał nawdychać się radu i innych promieniotwórczych pierwiastków z naszego Instytutu.To cud że to przeżył!Zauważył mnie i zaczął biec w moim kierunku.Dodałem gazu i zdążyłem uciec.Nie byłem wcale zdziwiony.Od roku 2100 zaczęło się klonowanie ludzi,mutanty i inne ciekawe zjawiska dziać.Nauka poszła na przód i dalej sie rozwija.W obecnym roku - 2121 ma wyjść nowy humanoid,praktycznie niczym nie różniący sie od prawdziwego człowieka.Po kilku godzinach,dotarłem na miejsce.Drzwi otworzył mi jej ojciec.Przeszły po mnie ciarki,na widok grubego,niskiego,łysego,z małą grudką mężczyzny.Tatuaże miał na ramionach i gołej,owłosionej klacie.Wyglądał mi na jakiegoś przestępce.
-Ktoś ty i czego tu szukasz? spojrzał na mnie spode łba
-Jest może Carmen? mruknąłem cicho
-Ty jej mąż żeby o takie rzeczy pytać? zaśmiał się
-Strzelił pan w dziesiątkę.. szepnąłem
Nastała ogromna cisza.Mężczyzna zacisnął pięści i patrzył na mnie jak na swoją ofiarę.Moja żona spojrzała przez okno.Spojrzała na mnie z nienawiścią.Zmarszczyłem brwi.
-Błagam,niech pan pozwoli mi z nią pogadać!
-Ty skurwysynu! Masz czelność tu jeszcze przychodzisz? Zniszczyłeś ją od środka! Pchnął mnie aż upadłem na ziemię
-Carmen do cholery! Nie rób głupstw! Pogadamy! krzyczałem
-Wynoś się stąd! mężczyzna warknął
-Nie ma już Instytutu! Na pewno słuchałaś wiadomości!Czemu mi to robisz?!
-Znajdziesz sobie drugi.Już ja cie znam. dziewczyna,oparła się o futrynę drzwi.
-Daj mi jeszcze jedną szansę! Kocham cię.. jęknąłem
Wtedy grubas złapał mnie za bluzkę i dał niezłego strzała z pięści,prosto w oko.Walił tak po całej twarzy.Potem kopnął mnie w krocze i brzuch tak że zwijałem się z bólu na ziemi,wypluwając krew.
-Wystarczy tatku.. mruknęła i weszła do środka zadowolona
Facet stał nade mną z groźnym wyrazem mordy.
-No i co się gapisz?Spierdalaj stąd! plunął mi w twarz a ja trzymając sie za brzuch,wsiadłem do samochodu,cały brudny od krwi
-I żebym cię tu więcej nie widział bo zabije na miejscu! syknął za mną
- Co za wredna żmija!Pewnie i tak mnie zdradzała przez cały czas! warknąłem wycierajac krew z wargi .Zauważyłem tego faceta z kijem bejsbolowym.Zmierzał zapewne w kierunku mojego auta by go do końca rozwalić.Nie miałem innego wyboru i po prostu uciekłem.Następnego dnia przyszedł do mnie list rozwodowy.Mimo wszystko dalej ją kochałem.Nie mogłem pogodzić się z myślą że ją straciłem.Poczytałem trochę książki pt. ,,Tajemnica szkarłatnej czarodziejki " autorstwa Alicio Fradenusa (włoskiego pisarza) z roku 2034 bo go normalnie uwielbiałem.Taka stara książka.Inni pewnie używali by nowego - Vera3000 ale ja wolałem książkę.Dzięki niej mogłem oderwać się od normalnych problemów życiowych.Pracowałem cały czas w swojej osobistej pracowni w domu.Udało mi się stworzyć połączenie wody i ognia tak że wyglądało to jakby ze sobą walczyły o dominacje(w jednej szklance) i jedne drugiego nie mogło unicestwić.Następnie zająłem się badaniami krwi mutantów.Różowo-czerwona substancja,dopiero co wyjęta z zamrażalnika pochodziła od Mamuniaka czyli połączenia słonia z mamutem.Zbadałem ją dokładnie i bardzo różniła się od współczesnej krwi zwykłego słonia.Krwinki czerwone były wytrzymałe na ekstremalne zimno,bo trzymana w zamrażalniku,dopiero co wyciągnięta krew wystepowała w stanie ciekłym.Potem badanie komórek mózgowych i wyciąganie z nich DNA.Topienie świeczki za pomocą deliksiratu też poszło całkiem pięknie.Czułem jednak dalej pustkę w sobie.Tylko Carmen mogła ją zapełnić.Przychodziłem pod dom jej rodziców,nawiedzałem w pracy..ale tak jak zawsze wszystko na nic.Gdy zauważyłem w jej obecności przystojnego blondyna,zamarłem.Miałem ochotę popełnić samobójstwo.Pewnego dnia,spacerując wieczorem ujrzałem na ziemi,czarny zegarek na rękę z cyframi rzymskimi.Stary.Pewnie jeszcze po jakimś dziadku.Wziąłem go i włożyłem do kieszeni jakby nigdy nic.Kilka czarnych kocurów przebiegło mi przed nogami dając zły znak tego co zaraz nastąpi...
*Vero3000 - połączenie e-booka ze specjalnymi okularami które umożliwiały widzenie ruchomego obrazu (postaci,walk,roślin,krajobrazu) czytanego w realnym świecie tak że wydawało się że to dzieje się na prawdę tuż obok ciebie.Cena takiego sprzętu zwykle wahała się od 500 do 1000 zł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz