czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział Drugi - ,,Nowy Świat"

Usiadłem wygodnie w fotelu gdy ino wszedłem do domu.Przyglądałem się dokładnie zegarkowi.Wyglądał na antyk.Ciekaw byłem ile mógłbym za taki dostać.Trochę nim poruszałem,pokręciłem by ustawić odpowiednią godzinę i nagle pojawił się przede mną tunel czasoprzestrzenny.Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.Pierwszy raz takie coś zobaczyłem.Czytałem o tym ale myślałem że to tylko fikcja.Gdybym teraz kogoś zawołał,pewnie dostałbym sporo forsy za takie odkrycie,ale mnie nic tu nie trzymało.Nienawidziłem tego świata.Wszystko mi się posypało.I tak ta cywilizacja się cofa.Wszystkie mutanty za niedługo tak jak i ożywione dinozaury zawładną światem i tak to się skończy istnienie ludzi.Nie patrząc na nic,chodź trochę się bojąc,wszedłem do tego tunelu.W środku panowały ogromne turbulencje ale dało się poruszać i wyglądało to jakbym poruszał się w próżni a naokoło mnie ciemno-zielony,wirujący tunel.Przemieściłem się po 10 minutach na jego koniec i wyskoczyłem.Spadłem na glebę z kilku metrów wysokości.Przetarłem oczy.Panował świt.Ciemny las dookoła mnie.Nie wiedziałem gdzie się znajduje.Wstałem i otrzepałem się.Te drzewa nie wyglądały na takie jakie występowały na ziemi obecnie.Były trochę inne i było więcej ich gatunków.Nagle dostrzegłem wśród kniei,błękitne oczy.Przeszły po mnie ciarki i plecami przywarłem do drzewa.Niebieskookie stwory,zaczęły poruszać się w moim kierunku.Przęknąłem ślinę.Wyglądały jak wilki tylko większe.Nagle coś przeleciało mi przed oczami a raczej ktoś.W dopiero co wschodzącym słońcu,ujrzałem zakapturzonego mężczyznę ze sztyletem w dłoni.Te psowate osobniki rzuciły się na niego z warkiem a on swoim ostrym sztyletem,odrywał im po kolei łby.Gdy wykonał swoją robotę,wytarł zakrwawioną broń o swoje niebieskie ubranie i spojrzał na mnie,spode łba.
-Ktoś ty? mruknął kłądąc dłonie na pasie od spodni.
-Ja? powiedziałem drgającym głosem
-Tak ty.Nie wyglądasz na tutejszego.Jesteś podróżnym? spytał ostrym tonem
-Można tak powiedzieć. w moim głosie dało się usłyszeć wahanie
-Jak cię zwą?
-Dimitr.
Spojrzał na mnie,trochę niekumatym wzrokiem.
-Dimitr z Europy. poprawiłem się
-Aaa to stamtąd żeś się urwał.
Nastała nagła,niezręczna cisza.Facet kątem oka patrzył na martwą zwierzynę ale po chwili odrzekł :
-Ja jestem Bytomir. podał mi dłoń a ja po chwili,zamyślony mu ją podałem.Ścisnął mi ją tak mocno,że upadłem przed nim na kolana.
-Hahaha,to właśnie jest siła naszych legionów! odrzekł śmiejąc sie
-Mógłbyś mi powiedzieć gdzie ja jestem? wysyczałem przez zęby,masując bolącą dłoń
-Jak to gdzie?Na Tagaleskim zadupiu żeś jest! plunął śliną na ziemię
-Mógłbyś dokładniej? jęknąłem
-Jaja sobie robisz chłopie? uniósł brew
-Pierwszy raz tu jestem.. mruknąłem,wstając z ziemi
-Jak was tam w tej europie uczą? Jak wy nie wiecie gdzie jesteście.. oburzył się
-No to chociaż mógłbyś mi powiedzieć który to wiek?
-Mój wiek?A po cóż ci to?zdziwił się
-Chodziło mi o wiek w jakim znajdujemy się obecnie..HISTORYCZNY WIEK! podkreśliłem
-A cóż to takiego?
-Dobra nie ważne.. przewróciłem oczami,poprawiając swoje blond włosy.
-Chodź to pokażę ci naszą najlepszą karczmę w mieście.Wyglądasz na głodnego.. uśmiechnął się do mnie szeroko
-A tak właściwie Bytomitrze to ci jeszcze nie podziękowałem za ratunek..
-E tam nie ma za co.Postaw mi piwko i będziemy kwita. siorbnął nosem
-Tylko tyle że ja...
-Hm?
-Nie mam pieniędzy.
-Z plebsu żeś jest?
-Nie,tylko po prostu zgubiłem.. skłamałem
-No to innym razem.Szkoda. wzruszył ramionami i wyszliśmy na ścieżkę.Ściągnąłem z siebie długie palto bo robiło się bardzo gorąco.W końcu to lato.Byłem o tym święcie przekonany.
Chociaż to wiedziałem.Weszliśmy do miasta.Strażnicy byli ubrani w zbroję.Mogłem spokojnie stwierdzić że cofnąłem się w przeszłość..tylko pytanie jak odległą?Mój nowo poznany towarzysz,niósł na plecach,te dziwne stworzenia,przed którymi mnie obronił.Chciałem po prostu dowiedzieć się co to jest wiec zapytałem.
-Bytomirze?Tak właściwie to jak nazywają sie te drapieżniki?
-Chodzi ci o Shadowy? zdjął kaptur z czoła
-Tak.. mruknąłem zdziwiony,bo nigdy wczesniej nie słyszałem o takim czymś
-To takie jakby wilko-duchy czyli wskrzeszone wilki.Żyją w lasach i polują na wszystko co się rusza,nie zaleznie od siły ich ofiary czy też wielkości.Zazwyczaj łażą w grupach..
Kiwnąłem potwierdzająco głową że rozumiem i skręciliśmy w lewą uliczke.Miasto było dosłownie puste.W końcu to piąta nad ranem.Wstąpiliśmy do pewnego domu,obok karczmy.Okazało się że to mieszkanie handlarza.
-Ile za to dostanę? Bytomir rzucił na stół pięć potworów
-No nie wiem.Zależy ile mają w sobie błękitnej krwi. Oglądnął wilkowate dokładnie po czym stwierdził :
-Trzy dorosłe samce i dwie samice.Myślę że z samic będzie więcej pożytku więc dałbym ci za to wszystko razem,jakieś... zamyślił się
-55 dragonitów
-Umowa stoi,Flash.
Handlarz wyciągnął z szuflady worek złota i rzucił mu go do rąk.
 -Mam nadzieje że następnym razem przyniesiesz coś lepszego. rzekł rozdrażniony a my wyszliśmy.
-Trzymaj! dał mi worek ze złotem
-Ale za co..
-Na początek.Przecież sam załatwiłbyś te stwory tylko niepotrzebnie ci się wpakowałem,co nie?
-Nie powiedziałbym,bo nie miałem broni przy sobie.. wpakowałem mu do rąk sakiewkę
-Bo się obraże jeżeli tego nie przyjmiesz.. mruknął i spojrzał na mnie spode łba
-Niech ci będzie. włożyłem worek do kieszeni i weszliśmy do karczmy.Usiedliśmy przy ostatnim stoliku.Panował tam mały ruch.Kilka facetów,leżało pod stołem i jedna zakapturzona postać,właśnie jadła posiłek,Karczmarz powitał nas z uśmiechem i od razu kelnerka do nas podeszła.
-Co podać?
-Piwo dwa razy.. odrzekłem,mogąc się zrekompensować Bytomirowi
-Ale jakie?Słowińskie,Gradańskie,Szlachmańskie,Correti,Hurańskie,Karlańskie... wymieniała w nieskończoność
-Słowińskie! odrzekłem,chodź nie wiedziałem co zamawiam,ale ta nazwa była chyba jedyną która chociaż w stopniu minimalnym,kojarzyła mi się z jakimś,normalnym słowem.
-Coś ty zamówił! To jest takie gorzkie że tego za cholere nie wypijesz,chłopie!
-To co mam wziąć? jeknąłem bezradnie
-E,ty Idola.
-Tak?
-Wróć.Zamawiamy Fioltin Dargarus.
-Już się robi. rzekła po czym w kilka minut przyniosła piwo a ja zapłaciłem jej 10 monet.
-Proszę bardzo. mrugnęła do mnie okiem po czym wróciła do swojej pracy
-No,ty się  kobitkom podobasz.Całkiem,całkiem masz ładną gębę. poklepał mnie po plecach,śmiejąc sie.Spojrzałem na kelnerkę,rozmarzoną,wlepiającą wzrok w naszą stronę.
-Tylko wiesz...musisz przybrać w sile.Mizernie wyglądasz.Taki chudy jakiś jesteś..mogę cię trenować!A tak właściwie to kim jesteś?Zwykłym człowiekiem czy masz jakąś rasę?
-To tu są jakieś rasy? zdziwiłem się
Wszyscy dookoła mnie zamarli i spojrzeli na mnie przerażeni.Jakby ich kto piorun trzasnął.
-Ależ naturalnie że jesteś elfem! zaśmiał się idiotycznie Bytomir i po chwili szepnął mi do ucha
-Wychodzimy stąd,natychmiast.Mogą coś podejrzewać..
-Ale co..jęknął i ścisnął mnie za ramię,wstając
-Przypomniałem sobie właśnie że miałem udać się do wiedźmy po eliksir.Ale ze mnie idiota. Pociągnął mnie za sobą i wyszliśmy.
-Jesteś zwykłym człowiekiem?spojrzał na mnie nie dowierzając
-Tak,a co?
-Wiesz co mi grozi i tobie,jezeli odkryją prawdę?
-Nie..
-Śmierć! Zwykli ludzie nie mają tu wstępu.To jedyna wyspa na której przesiadują nieludzie.Takie są przepisy.
-Czyli jesteśmy na wyspie? zdziwiłem sie
-Tak,na wyspie Mortem. warknął i zaczął chodzić w kółko zmartwiony
-Co masz zamiar ze mną zrobić?
-Moim zdaniem nie stanowisz zagrożenia,chodź ledwo co cię znam.
-No więc??
-Pałam do ciebie sympatią więc mogę ci pomóc
-Ale jak?
-Udamy się do mojej przyjaciółki - Juny ..
-I?
-Ma nielegalne mikstury które pozwolą ci przemienić się w wybranego nieludzia.
-Super.. włożyłem ręce do kieszeni
-Czyli sie zgadzasz?
-A mam jakieś inne wyjście?
-Tak,wrócić do świata zwykłych ludzi.
-Mam płynąć tyle kilometrów przez ocean? Z chorobą lokomocyjną?
-To twój wybór..
-Chodźmy do tej twojej Juny..
-Dobra,tylko trzymaj się blisko mnie.
Przeszliśmy prawie niezauważalnie przez całe miasto.Potem przez małą wioskę i na jej końcu,znaleźliśmy malutką hałupe.Byliśmy na miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz